wtorek, 21 marca 2017

3. Sprzedawcy prywatności

Tabuny ludzi w pierwszej kolejności, gdy chcą mnie upokorzyć, ośmieszyć czy, co zabawniejsze, zranić wytykają mi to, że sprzedaję swoją prywatność. Nawet nie wiem od której strony ugryźć ten temat, bo dla mnie to oczywistości, a wbrew temu co się zarzuca niektórym pisarzom, o rzeczach dla nas oczywistych pisać jest NAJTRUDNIEJ.

Pamiętam, gdy dojrzałam. Pamiętam, gdy nabrałam pokory. Te rzeczy się zadziały, kiedy to podczas rozmowy nagle zabrakło mi argumentu. Każdorazowe takie zacięcie skutkowało poruszeniem tego nieznanego mechanizmu wewnątrz mojej główki, a w rezultacie z dyskusji wychodziłam bogatsza (to akurat kwestia sporna), mądrzejsza i starsza. Dlatego dyskusję tak cenię, dlatego wolę puby od klubów i dlatego moi przyjaciele w pierwszej kolejności są kumaci, ale ad rem! Rozmawiałam sobie z panienką tak przeciętną, że gdyby kupowała plastry w aptece to ich kolor idealnie by się zlewał z odcieniem jej skóry. Taka była typowa. Nie wyklinam oczywiście normalności, bo normalność jest zdrowa, jest poprawna, jest bezpieczna, jest nieosiągalna dla większości - chcę tylko Wam odrobinę nakreślić z kim miałam do czynienia. I tak żeśmy sobie rozmawiały aż nasze jęzorki spotkały się na temacie niewygodnym, a niewygodnym go nazywam, bo nasze spojrzenia różniły się od siebie tak bardzo, że nawet największe konflikty zbrojne świata miały bardziej błahe powody do wybuchania. Tym tematem zawsze, ale to zawsze jest seks. I choć już tego nie przyznaję otwarcie, nawet nauczyłam się szanować cudze zdanie, to wciąż traktowanie go jako zabawy podpala mi jakiś króciutki lont w żołądku. Zaczyna się odliczanie. Mam kilkanaście sekund na decyzję. Albo ten ładunek z siebie wypluję, a wraz z nim wypluję jad, wyleję żółć, rozpętam wojnę, albo dam mu wybuchnąć w ciszy i spokoju wewnątrz, robiąc przy tym dobrą minę do złej gry i wyrządzając delikatne szkody już tylko sobie. I dlatego o tym mówię, bo tak jak dla wielu osób na świecie intymność nie jest wartością, tak dla mnie prywatność nią nie jest. Tak jak dla innych obnażanie się przed facetem poznanym kilka godzin wcześniej nie stanowi problemu, tak dla mnie to, że 850 000 osób w Polsce wie jak się nazywam, skąd pochodzę, jak wyglądam również zupełnie mi nie przeszkadza. Nie pogarsza to jakości mojego życia, a wręcz przeciwnie! Od zawsze lubiłam się dzielić - lubiłam się przede wszystkim dzielić pięknem świata, szczęściem. Próbowałam je na początku przemycać w słowach, w historiach, potem to było za mało, więc przerzuciłam się na fotografię. Potem nauczyłam się nowych słów, nowych metod ich przekazywania i chyba na tym już zakończyłam. Inwestuję w naukę słowa. Stopa zwrotu jest imponująca. Ale tak, kochałam się dzielić i to, że mogłam w jakimś stopniu wpłynąć na innych sprawiało mi dziecięcą radość. I tak, mogłabym użyć w poprzednim zdaniu czasu teraźniejszego, bo wciąż tak mam i jak dobrze siebie znam tak wiem, że to nigdy mi nie minie. Mój powrót z pracy do domu nie będzie przyjemniejszy tylko dlatego, że ktoś zna jego trasę, a usta mojego ukochanego nie będę smakowały lepiej tylko dlatego, że ktoś nieznajomy nie nakrył nas na pocałunku. Mój świat nie będzie lepszym miejscem tylko dlatego, że jest mój. I coś Wam powiem - Wasz także nie! Ale jeśli w to wierzycie to proszę bardzo. Ja wiem swoje! Kilka razy dziennie ktoś podejdzie, kilka razy dziennie ktoś coś do mnie napisze, no i tyle. To nic wielkiego. Naprawdę czuję, że ten wielki zarzut ,,sprzedawanie prywatności'' to slogan na miarę ,,brak szacunku do samej siebie'' - coś, co powtarza się od lat i wytyka się z przyzwyczajenia konkretnym grupom w społeczeństwie. Szkoda, że bez wcześniejszego wczytania się i spróbowania wytłumaczenia tych słów, bo brzmią ładnie, wyraziście, pewnie wiele osób zraniły, ale przy tej całej ładnej oprawie ich sens prezentuje się dość miernie. 

środa, 12 sierpnia 2015

1. To idź za 1200 pracować

Jeden komentarz, a jak idealnie obrazuje to bagno, które z każdym dniem się pogłębia, z każdym dniem wciąga więcej, z każdym dniem też wyrzuca nieprawdopodobną ilość szlamu, a ten już jakimś cudem ląduję w internecie. Bagno w głowach ludzi, których hierarchia wartości została dostosowana do własnych kompetencji. W internecie bohaterem nie jest ktoś, kto robi coś kreatywnego, innego niż wszyscy; ma rzeszę fanów, może sobie pozwolić na więcej. Teraz pomysł na siebie i oryginalność to hańba! Uwaga! Jeśli chcesz zjednać sobie serca komentatorów na równie górnolotnych portalach musisz spełniać następujące warunki: jak kobieta to najlepiej matka, kochająca żona, pracująca na kasie w Biedronce, na wakacje jeździ nad jezioro (no bo jak to odpoczywać? od czego? nie ma kurna zmiłuj!) - nie może zarabiać więcej niż 1500zł, bo potem już staje się oderwana od rzeczywistości. Ma codziennie gotować, a jeśli stołuje się w restauracjach to z niej kocmołuch, lampucera i lambadziara, a w dodatku jakaś feministka, no bo przecież ucieczka przed gotowaniem równoważna jest z cichym błaganiem o autonomię! Kobieta ma siedzieć w kuchni. Podczas ciąży zrezygnowała z dbania o siebie, wyrzuciła buty na obcasie i jakiekolwiek ubrania, których założenie mogłoby subtelnie smyrać mężczyzn po ośrodku w ich mózgu odpowiedzialnym za komplementowanie. A w ogóle to nigdy nie ma żadnych problemów, a jak ma to nie opowiada o nich nikomu, bo jak opowiada to przecież cwana z niej intrygantka, która próbuje zwrócić na siebie uwagę!!! To jest rzeczywistość, to się ceni. Nie ma miejsca na pomysły, na kreatywność i inwencje. I choć pani z Biedronki pyszni się swoją pozycją, swoim miejscem na towarzyskim podium, stanowiskiem Skarbnika Rady Osiedla i Zastępczyni Przewodniczącej Rady Rodziców klasy 3c to jest to zupełnie normalne, ale gdy blogerka/youtuber/aktorka/tancerka/piosenkarka przyzna przed kamerą, że osiągnęła sukces, że jest z siebie dumna i coś jej się udało to niesłychanie zadufana w sobie z niej lalunia! Pępek świata, żyje w innych realiach! Nie ma gruntu pod stopami! Matuchno przenajświętsza!

A teraz pozwólcie! Zdradzę Wam wielki sekret. Inni blogerzy mnie ZNIENAWIDZĄ, bo odkryłam ich TAJEMNICĘ. Blog jest publiczny, ale postarajcie się zachować to dla siebie. 3...2...1...
Każdy z Was może zacząć blogować. Każdy z Was może zrobić coś nieszablonowego. Każdy z Was może dodać film na Youtube. Każdy z Was może nauczyć się śpiewać. Jeśli piszecie na pudelkach, że to takie proste, takie żenująco łatwe to czemu tego nie zrobicie? Nie chcecie wysyłać dzieci na Seszele, a samemu sączyć szampana? I jeść śniadanka na mieście na stole z europalet? Pić smoothie ze stolików na Mokotowskiej? Oj chcecie, no wiem! Także czemu po to nie idziecie? Toć to jest bułka z masłem, bułeczka z masełkiem!!! Wiadomo - to nie koniec pracy, bo potem pojawia się ciężka, żmudna walka o wybicie się, utrzymanie na rynku i jeszcze raz utrzymanie na rynku. Z tym już nie poradzi sobie każdy. Odpadają Ci, których blogi są nieciekawe. Odpadają Ci, których blogi są okazją się szablonowe. Odpadają Ci, których filmy nie zebrały grona wielbicieli. Odpadają Ci, których głos i interpretacja okazały się przeciętne. To jak drugi etap selekcji naturalnej, który przejdą tylko najsilniejsi. Talent to jedno, pomysł to jedno, ale ciężka praca to drugie, trzecie, czwarte i pięćdziesiąte.

Nadal myślicie, że praca fizyczna nadal jest szlachetniejsza i istotniejsza? Tak? To ile jest zawodów tego typu, których nie da się wyuczyć (pomijając warunki kondycyjne/płciowe)? Każdy może zbierać owoce, każdy może pracować na kasie, każdy może jeździć wózkiem. Czy każdy może być artystą? Blogerem, youtuberem - twórcą? Tak? Tak, ale nie każdy może być dobrym twórcą i znanym twórcą.

W pracy fizycznej zmagamy się z własnym ciałem. Pracowałam tak przez jakiś czas. Każda kolejna godzina to ogromny wysiłek dla ciała. Niestety - jeszcze większy wysiłek dla mózgu. Moja głowa szalała po 15 minutach. Tyle myśli, tyle pomysłów, tyle zachcianek intelektualnych (kiedyś to nie było audiobooków), których nie miałam wówczas sposobności zrealizować. W pracy fizycznej ktoś raz na jakiś czas przyjdzie i powie - robimy dobrze albo robimy źle. Czemu robimy źle? Bo jesteśmy darmozjadami, bo wolimy porozmawiać z koleżanką z rzędu jabłoni obok, bo ktoś nam napisze SMS'a, a my nie będziemy w stanie się powstrzymać. To jedyne pokusy i jedyne powody, które ja mogę przyjąć do siebie, bo robienie źle z braku kompetencji po odpowiednim czasie równe jest brakowi mózgu.

W pracy intelektualnej zmagamy się ze słowami. Ze swoją głową, w której nie możemy często nic znaleźć i nic na to nie poradzimy. Z krytyką. Z kłodami na każdej możliwej drodze. Na każdym kroku słyszymy, że nam się nie uda. Co drugi kolega wyśmiewa Twoje aspiracje. Co trzeci radzi, byś dał sobie spokój. W pracy intelektualnej nie jesteś w stanie zweryfikować czy robisz dobrze, czy robisz źle. Tutaj przepis na sukces to loteria. Dla każdego twórcy ten przepis przybierał inną formę. To tak, jakby ktoś dał Ci upragniony posiłek, ale pozostawił bez sztućców. Nie wypada Ci jeść rękoma, ale musisz coś wykombinować. Próbujesz na różne sposoby, często musisz się dopraszać o nóż i widelec. Nie wiesz za to, czy przypadkiem nie otrzymasz łyżeczki. Internet i showbiznes to tak niepewne grunty, że często nawet najlepsi i najbardziej kreatywni ludzie przegrywają z komercyjnymi, rozrywkowymi gniot-produkcjami. Nikt nie opracował recepty na powodzenie. Brak tu pewniaków i rad, których możesz się posłuchać. Nie masz mapy, GPS choć na bieżąco aktualizowany nie jest w stanie znaleźć drogi akurat tam, gdzie chcesz się udać. Pozostaje Wam i nam ciężko pracować. Może to nie praca fizyczna, może da się to robić w łóżku, z laptopem w dłoni, sącząc mrożoną kawę, ale to nadal praca. To nadal nerwy, wysiłek, łzy, pot, potknięcia, zmartwienia, wzloty, upadki.